TES Fanon Wiki
Advertisement
Fairuse-icon.png
Zawartość została umieszczona na The Elder Scrolls Fanon Wiki zgodnie z zasadami dozwolonego użytku. Zawartość jest kopią nie istniejącej już strony Elita Redoranu

Odyseja Vethinama - Część Pierwsza - wstęp do wielkiej przygody młodego bibliotekarza, autorstwa kiwus'a.

Treść[]

Część Pierwsza
„Na południe”
 
 
Zobaczył Withgorasa siedzącego z Nerevarine’m. Ci nie zobaczywszy go prowadzili dyskusję:
- Jak z przygotowaniami ? Nadaje się ?
- Zrobiłem co mogłem, wiadomo, że nie zrobiłem z niego mojego następcy, ale radzi sobie nawet w wieloosobowym „towarzystwie”.
- To dobrze, z wampirami nie ma żartów.
- Dlaczego mówisz tylko o wampirach ? Czyżbyś zapomniał o demonach, małpoludziach i kotoludziach z Tygrysem-Smokiem na czele ?
- Jego wizja... Mówił ci o niej ? Powiedział, że dremora zmienia się w wampira.
- I tylko na tej podstawie tak sądzisz ? A zapomniałeś o potokach krwi ?
- No właśnie, to kolejny plus. Przecież wampiry potrzebują krwi do życia.
- A nie pomyślałeś, że tu może chodzić o przelew krwi ? Przecież na Akavirze cały czas toczą się zażarte boje o wpływy. Już dawno nie było żadnej inwazji na Tamriel, gdyż nie mają po prostu czasu i środków na ten cel. Sami ze sobą walczą, a w tym wypadku to panuje tam istne piekło.
- Hmmm...
- Może nie byłem w Akavirze, ale moja logika jest chyba wystarczająco przekonywująca.
- No niby tak, ale mam jeszcze wątpliwości.
Przerwał im przechodzący strażnik.
- Dlaczego chcesz pomóc Fevrasowi ?
- Daedry go wzywają i najprawdopodobniej mu się ukażą. Chciałbym też ich prosić o wsparcie.
- Jaką one miałyby mieć korzyść z tego ? Przecież nie robią niczego bezinteresownie.
- Może przysiągłbym im służbę, może walczyłbym ze świątynią o wyznawanie także złych Daedr, nie wiem, ale jestem gotów uczynić to o co poproszą.
- Nie masz już pretekstu, Trójca upadła, wierzący się opamiętali.
- Widzisz, wszystko tylko psujesz...
- To jedyny powód ?
- Nie, chciałbym po tym wszystkim odprowadzić Fevrasa w bezpieczne miejsce, a następnie stać się z moją ukochaną nieśmiertelnymi.
- Withgoras – wampir ?
- Co w tym dziwnego ?
- Mędrzec dobrowolnie oddający się służbie cienia. Telvanni to może nie są najszlachetniejsi ludzie, ale bądź co bądź to nie to samo co wampiry.
- Tak, ale bycie nieśmiertelnym... wieczność...
- Mnie to nie przekonuje. Tu każdy powinien spełnić swój obowiązek wobec Aedr i Daedr, a następnie odejść do wiecznego królestwa. Nienawidzę wampirów i tego nie ukrywam. Z pewnością wiesz, że jestem zabójcą wampirów, tropie tych półludzi a następnie wyzywam na pojedynek, pomimo tego, że to już praktycznie zwierzęta.
- Tak, słyszałem o twej profesji... ale na Akavir chyba nie zawitasz ?
- Nie wiem, szczerze mówiąc, to Morrowind zaczyna mnie nudzić. Zwiedziłem całe Vvardenfell wzdłuż i wszerz, odwiedziłem Mournhold i miasto Sotha Sila, przepowiednia Nerevarine’a się spełniła, fałszywi bogowie zostali obaleni. Moja misja dla Morrowindu jest już skończona. Teraz szukam już tylko nowych przygód.
- To o czym Ci mówiłem, to jedynie wstępny zamysł, jeszcze długo się będę zastanawiał co zrobić. Rzeczywiście nigdy nie słyszałem o wysokiego rodu wampirze.
Fevras nie zamierzał dłużej przysłuchiwać się rozmowie, zszedł po schodach.
- Withgoras, miło widzieć Cię ponownie!
- Witaj Fevrasie, ale dlaczego nie śpisz ?
- Nerwy, przeczuwałem już nasz wyjazd.
- Godna podziwu intuicja. Zamierzam wyruszyć z Tel Vos jutro wieczorem, więc proponuję abyś odpoczął należycie.
- Wyszedłem tylko żeby wziąć coś do poduszki...
Na tym rozmowa się skończyła. Wszyscy trzej rozeszli się do swoich pokoi. Jednak, gdy tylko Fevras zamknął drzwi do swojego pokoju, niedosłyszalnie wszedł Lord Ereaser.
- Fevras, musimy koniecznie porozmawiać zanim wyruszysz.
- Możemy teraz, mnie to nie robi różnicy.
- Chodzi mi oczywiście o waszą wyprawę. Nie wiem, czy nie dojdzie do tego, że będziesz zdany na siebie samego. Masz tu pierścień – w razie jakichkolwiek komplikacji użyj go, za jego sprawą zostanie przywołany Skrzekacz, który natychmiast wyruszy do mnie.
- Dziękuję. Niezwykły prezent jak dla początkującego poszukiwacza przygód.
- Chcę ci pomóc, jako mrocznemu elfowi, członkowi Redoranu i mojemu uczniowi. Chciałby jeszcze abyś wiedział, że czuje w tobie niezwykłą moc, udało mi się wyzwolić jej część, lecz reszta musi zostać dokonana przez ciebie. Pilnujcie się tam z Withgorasem, szkoda by było abyśmy stracili dwóch tak wspaniałych ludzi. My już się nie zobaczymy, właśnie wyruszam do Ald’Ruhn. Podobno jestem oskarżany przez ród o świętokradztwo względem Trójcy, musze im wyjaśnić prawdziwą istotę przepowiedni Nerevarine’a. Wiesz zresztą sam, jacy Redorańczycy są uparci, a jednym z ich głównych motywów działa jest służba świątynii.
- Chciałbym, abyś mi kiedyś opowiedział o swoich przygodach, jak udało Ci się wyzwolić Morrowind.
- To wcale nie zaczęło się wspaniale, ale wybacz, na mnie już czas. Żegnaj i życze Ci, abyś osiągnął swój cel.
- Żegnaj, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
Wkrótce po odejściu Lorda Ereaser’a zaczęło świtać. Fevras spędził prawie bezsenną noc. Zauważył na dziedzińcu krzątającą się czeladź. Zszedł na dół, odwiedzając przy tym salę treningową. Ćwiczył tam młody mag walczący z nieznaną dotąd Vethinamowi inwencją dwemerską. „Magia też nie jest zła, chociaż łatwiej byłoby pokonać przeciwnika parą krótkich ostrzy” – Pomyślał Fevras, po czym opóścił pomieszczenie. Na korytarzach panował jeszcze półmrok, wobec czego mroczny elf wziął ze sobą pochodnię. Kiedy skręcił w następny korytarz, spojrzał na jego koniec, a tam zobaczył Withgorasa i dziwną postać, unikającą światła a już tym bardziej ognia. W chwili, w której Fevras skręcił w odnogę, dziwna postać niemal natychmiast poczęła uciekać, rzuciła jedynie dziwnie syczącym głosem:
- Pamiętaj, na honor naszych braci !
Withgoras wydawał się tego nie słyszeć, podszedł do Fevrasa i powiedział:
- Widzę, że wstałeś już. Zbieraj swój sprzęt i zanieś go na dół.
- Withgoras, kto to był ?
- Gdzie ?
- Chodzi mi o tą osobę, z którą rozmawiałeś.
- Ach ! to czeladnik...
- Czeladnik jest z tobą na „ty” ?? Poza tym dlaczego przestraszył się światła.
- To mój bliski przyjaciel i po prostu musiał już iść.
- Łżesz !
- Jak śmiesz ?! Zbieraj swoje manatki i wyruszamy w drogę ! I nie denerwuj mnie !
- Stań do walki zdrajco !
- Że co proszę ?
- Słyszałem twoją wczorajszą rozmowę z Ereaserem. Widzę, że postanowiłeś wcześniej stać się nieśmiertelnym ! Ale ja nie wierzę wampirom...
- Głupiś !
Natychmiast po wypowiedzeniu tych słów Withgoras rzucił na Fevrasa zaklęcie. Fevras momentalnie poczuł osłabienie – „Wampiryczny dotyk” – pomyślał. Kiedy stał opadając z sił, elf wysokiego rodu podszedł do niego.
- Nie jesteś w stanie przeciwstawić się moim mocom.
Fevras zebrał się w sobie, machnął pochodnią w stronę przeciwnika. Ten jednak odskoczył na czas, jednak w świetle pochodni młody Vethinam zobaczył jego oczy bez źrenic. Wampir nie czekał długo, już po chwili zaczął wzywać mistyczne siły. W tym momencie Redorańczyk wyciągnął miecz z pochwy. W mrokach miecz począł świecić niezwykłym blaskiem. Zapatrzony w niego Fevras zapomniał na chwilę o czarodzieju. Obudziła go kula energii lecąca w jego stronę. Szybki ruch ręki, shuriken w ręce, który teraz przecina powietrze by zetrzeć się z zaklęciem. Wielki błysk wewnątrz korytarza i cisza. Udało się uniknąć magii. Mroczny elf nie czekał, błyskawicznie podbiegł do wroga i ciął w nauczonym stylu. Przeciwnik był już mocno poraniony, zbroja schowana pod płaszczem była już w wielu miejscach pokiereszowana, ale Vethinam nagle stanął w bezruchu.
- Dobrze walczysz, ale nie koncentrujesz się na swoim rywalu. Żadna strata.
Kolejne zaklęcie, jak dotąd sparaliżowany elf, stracił przytomność.
Budzi się – „Który to już raz ?” – pyta się w myślach. Po chwili wyostrzył mu się widziany obraz. Wstał, rozglądnął się i zdumiony zauważył ciało Withgorasa spoczywające bezwładnie na ziemi. Zza pleców dosłyszał krzyk:
- Straże ! Tutaj ! Morderca !
Wiedział, że żadne wytłumaczenia nie poskutkują, nie dość, że był Redorańczykiem, to jeszcze teraz leżało obok niego ciało syna Telvańskiego notabla. Zerwał się biegnąc na wprost. Po drodze poderwał swój miecz z ziemi. Przed nim ciemny korytarz, lecz wie dokąd on prowadzi, nie zatrzymuje się, słyszy za plecami stukot zbroi strażników. Dobiegł do końca. Nareszcie drzwi ! Szybkim ruchem popchnął je, poczuł miły powiew wiatru. Wybiegł na zewnątrz, biegł w stronę morza, ale usłyszał hałas koło jednej z wież. Zdawało mu się, że kogoś tam widzi. Rzucił jeden ze swoich shurikenów. Usłyszał jedynie ryk, a potem syk i postać zniknęła w tym momencie pomyślał – „ Głupi ! Nie powinienem zwracać na siebie uwagi, a jedyne co zrobiłem, to zraniłem zwierze”. Biegł dalej. Słyszał świszczące strzały podające tuż obok niego. Nagle w lewym barku poczuł ból – „No tak, któraś musiała trafić”. Dobiegł do morza, wiedział, że tu jest jego jedyny ratunek. Szybko zaczął ściągać zbroje, widział już w oddali nadbiegające postaci strażników. Ze sobą wziął tylko zwykłe ubranie, shurikeny i prezent od Lorda Ereasera - miecz. Płynął długo, samym dnem, starał się jak najrzadziej wynurzać. Po pewnym czasie zaczął opadać z sił, a że wiedział, że znajduje się wystarczająco daleko od Vos, więc postanowił tu się przespać. Nad sobą zauważył lecącego Skrzekacza. Rzucił mieczem, by natychmiast uzyskać kolację. Jeden przeraźliwy skrzek strząsnął skalistym wybrzeżem i archipelagiem malutkich wysepek. Po chwili Fevras znalazł też drewno na opał. Ciemność panuje na morzu, tylko na jednej małej wysepce, pomiędzy skałami widać niewielki blask. Nad przezroczystym morzem wstaje kolejny dzień. Słońce leniwie wychyla się spod widnokręgu. Samotny podróżnik wie, że musi jak najszybciej znaleźć transport na kontynent. Fevras szybko zwlókł się ze swojego barłogu i pamiętając jedną z map w swojej bibliotece, wyruszył w kierunku Sadrith Mory. Po drodze zaczepiło go parę Dreughów, ale zajął się nimi, tak jak Vivec ich królem. Kiedy już znalazł się w okolicy stolicy Telvanni, zaczął się rozglądać. W przystani zauważył dwie łodzie, a strażnicy sporadycznie przechadzali się w tych okolicach. Nie zastanawiał się zbyt długo. Szybko wsiadł do łódki i odbił od brzegu. Musiał teraz popłynąć wzdłuż brzegów Vvardenfell, by popłynąć na południe, na Czarne Moczary.

Advertisement